środa, 7 stycznia 2015

South Molle Island



idealna na rodzinne wakacje. Ośrodek ten, wyposażony w wiele urządzeń rekreacyj­nych, nie jest też szczególnie drogi. Miej­scowe plaże, często kamieniste, połączone są ze sobą ścieżkami przecinającymi teren parku. Koniecznie należy zobaczyć widok z najwyższego punktu wyspy - Mount Jeffreys. Daydream Island. 5 km od Shute Har­bour, będąc blisko wybrzeża, doskonale na­daje się na dzienną wycieczkę. Znana jest z rzadkiego połączenia białych plaż i zielo­nego lasu tropikalnego. Wyspa ma zaledwie 2 km długości. W 1991 roku otworzo­no tu Travelodge Resort.
Oddzielona zaledwie wąskim kanałem od niej Long Island (11 km długa i tylko 2 km szeroka) jest miejscem dla ludzi szuka­jących ciszy i spokoju. Znajduje się tuż przy wybrzeżu i można dopłynąć na nią promem z Shute Harbour. Jedną z propozy­cji noclegowych są proste pokoiki w Palm Bay Resort, w najwęższym punkcie wyspy (możliwe jest również rozłożenie namiotu). Wzdłuż 13 km pieszych ścieżek możemy śledzić małe kangury (wallabies), ogromne jaszczurki oraz nietoperze. Z różnych wie­rzchołków' rozciągają się wspaniałe widoki na archipelag Whitsunday Islands. Plaże skierowane w stronę lądu są piaszczyste, natomiast te zwrócone w stronę oceanu ma­ją raczej kamieniste brzegi, a szalejący na nich silny wiatr może okazać się dla nas bardzo dokuczliwy.
Najmniej typową ze wszystkich wysp ar­chipelagu jest Hamilton Island. Na prze­strzeni kilku ostatnich lat na wyspie tej wy­rosło dosłownie nowe miasteczko, z gigan­tycznym kompleksem wypoczynkowym, oferującym podobne atrakcje jak na Złotym Wybrzeżu. Międzynarodowy port lotniczy, miejsca noclegowe dla 1500 gości, port na 400 jachtów, sztuczne plaże i największy w Australii słodkowodny basen, to tylko niektóre elementy odróżniające ją od reszty wysp. Istnieje nawet agencja organizująca śluby w małej kapliczce pod palmami. Szczególną popularnością cieszy się ta for­ma zawierania małżeństwa u Japończyków.
Jakkolwiek Hamilton Island nie ma sta­tusu parku narodowego, można tam znaleźć doskonałe tereny spacerowe wśród dzikiej przyrody. Passage Peak Walk wije się wspaniałą ścieżką do wschodniego wy­brzeża wyspy. Ci, którzy nie mogą sobie pozwolić na dłuższy pobyt (lub też wcale tego nie pragną), mają do wyboru różne dzienne tury z Shute Harbour.
Znacznie mniej zatłoczona jest Linde- man Island. na południu całej grupy wysp. Jej urządzenia i ceny ustawione są pod całe rodziny. Znajduje się tam 20 km szlaków pieszych przez górzysty środek wyspy, pro­wadzących do pięknych, piaszczystych i koralowych plaż. Również na tę wyspę można dopłynąć łodzią z Shute Harbour.
Hayman Island, najbardziej wysunięta na północ, jest wyspą tylko dla bogatych tu­rystów. Jedyne zakwaterowanie na wyspie, Hayman Island Resort, uznawany jest za jeden z najlepszych hoteli na świecie (we­dług The Leading Hotels of the World). W otoczeniu ogromnego basenu kąpielo­wego znajdują się trzy doskonałe restaura­cje oraz różnorodne urządzenia sportowe. Niedaleka odległość, dzieląca wyspę od do rafy koralowej, przyciąga miłośników nur­kowania z całego świata. Prawa do wyspy na okres 99 lat znajdują się w rękach linii lotniczych Ansett Australia. Kurort ten jest bez wątpienia jednym z najbardziej eksklu­zywnych w całej Australii.
Hook Island, druga co do wielkości wy­spa w Whitsunday Group, również cieszy się popularnością wśród płetwonurków. Ceny są nieco niższe, a zamiast ekskluzyw­nego ośrodka istnieje tutaj pole kempingo­we noclegi krynica morska . Jej północne plaże są idealne do nurko-
wania na Wielkiej Rafie Koralowej, gdzie doświadczeni płetwonurkowie mogą oglą­dać najpiękniejsze, jak się powszechnie uważa, koralowce i najbarwniejsze na świe­cie ryby mórz tropikalnych.
Na Whitsunday Island nie ma możli­wości noclegu, znajduje się tu natomiast najznakomitsza plaża w całej grapie wysp. Whitehaven jest długim na 6 km pasem śnieżnobiałej plaży, z górującym nad nią Whitsunday Peak (438 m) - wszystko pra­wie jak w raju. Nic dziwnego więc, że trud­no oderwać się od tak prześlicznego otocze­nia i powrócić na stały ląd.
Po doświadczeniu chociażby części ze wspomnianych atrakcji możemy spokojnie podążyć do Townsville. Pola z trzciną cu­krową ścielą się wzdłuż drogi i właściwie nie dzieje nic tak interesującego, by warto się było zatrzymywać. Nawet Bowen (8 tys. mieszk.) można ominąć, chyba że poszukujemy pracy. Każdego lata ludzie z całego świata zjeżdżają się tu, by pomóc przy zbiorach i zarobić pieniądze na dalszą podróż. Po przebyciu 1371 km z Brisbane docieramy ostatecznie do Townsville.