idealna na rodzinne
wakacje. Ośrodek
ten, wyposażony
w wiele urządzeń rekreacyjnych, nie
jest też
szczególnie
drogi. Miejscowe plaże,
często
kamieniste, połączone
są
ze sobą
ścieżkami przecinającymi teren parku.
Koniecznie należy
zobaczyć
widok z najwyższego
punktu wyspy - Mount Jeffreys. Daydream Island. 5
km od Shute Harbour, będąc blisko wybrzeża, doskonale nadaje
się
na dzienną
wycieczkę.
Znana jest z rzadkiego połączenia
białych
plaż
i zielonego lasu tropikalnego. Wyspa ma zaledwie 2 km długości. W 1991 roku
otworzono tu Travelodge Resort.
Oddzielona zaledwie
wąskim
kanałem
od niej Long Island (11 km długa i tylko 2 km szeroka) jest
miejscem dla ludzi szukających ciszy i spokoju. Znajduje się tuż przy wybrzeżu i można dopłynąć na nią promem z Shute
Harbour. Jedną
z propozycji noclegowych są proste pokoiki w Palm Bay Resort, w
najwęższym
punkcie wyspy (możliwe
jest również rozłożenie namiotu). Wzdłuż 13 km pieszych ścieżek możemy śledzić małe kangury (wallabies), ogromne jaszczurki oraz
nietoperze. Z różnych
wierzchołków' rozciągają się wspaniałe widoki na
archipelag Whitsunday Islands. Plaże skierowane w stronę lądu są piaszczyste,
natomiast te zwrócone
w stronę
oceanu mają
raczej kamieniste brzegi, a szalejący na nich silny wiatr może okazać się dla nas bardzo
dokuczliwy.
Najmniej typową
ze wszystkich wysp archipelagu jest Hamilton Island. Na przestrzeni kilku
ostatnich lat na wyspie tej wyrosło
dosłownie nowe miasteczko, z gigantycznym
kompleksem wypoczynkowym, oferującym
podobne atrakcje jak na Złotym Wybrzeżu. Międzynarodowy
port lotniczy, miejsca noclegowe dla 1500 gości,
port na 400 jachtów, sztuczne plaże i największy w Australii słodkowodny basen, to tylko niektóre elementy odróżniające
ją od reszty wysp. Istnieje nawet
agencja organizująca śluby w małej kapliczce pod palmami. Szczególną
popularnością cieszy się ta forma zawierania małżeństwa
u Japończyków.
Jakkolwiek Hamilton
Island nie ma statusu parku narodowego, można tam znaleźć doskonałe tereny spacerowe wśród dzikiej przyrody. Passage
Peak Walk wije się
wspaniałą
ścieżką do wschodniego wybrzeża wyspy. Ci, którzy nie mogą sobie pozwolić na dłuższy pobyt (lub też wcale tego nie
pragną),
mają
do wyboru różne
dzienne tury z Shute Harbour.
Znacznie mniej zatłoczona jest Linde-
man Island. na południu
całej
grupy wysp. Jej urządzenia
i ceny ustawione są
pod całe
rodziny. Znajduje się
tam 20 km szlaków
pieszych przez górzysty
środek
wyspy, prowadzących
do pięknych,
piaszczystych i koralowych plaż. Również na tę wyspę można dopłynąć łodzią z Shute Harbour.
Hayman Island,
najbardziej wysunięta
na północ,
jest wyspą
tylko dla bogatych turystów. Jedyne zakwaterowanie na wyspie,
Hayman Island Resort, uznawany jest za jeden z najlepszych hoteli na świecie (według The Leading Hotels of the World). W
otoczeniu ogromnego basenu kąpielowego znajdują się trzy doskonałe restauracje oraz
różnorodne
urządzenia
sportowe. Niedaleka odległość, dzieląca wyspę od do rafy
koralowej, przyciąga
miłośników nurkowania z całego świata. Prawa do
wyspy na okres 99 lat znajdują się w rękach linii
lotniczych Ansett Australia.
Kurort ten jest bez wątpienia
jednym z najbardziej ekskluzywnych w całej Australii.
Hook Island, druga
co do wielkości
wyspa w Whitsunday Group, również cieszy się popularnością wśród płetwonurków. Ceny są nieco niższe, a zamiast
ekskluzywnego ośrodka
istnieje tutaj pole kempingowe noclegi krynica morska
. Jej północne plaże są idealne do nurko-
wania na
Wielkiej Rafie Koralowej, gdzie doświadczeni płetwonurkowie mogą oglądać najpiękniejsze, jak się powszechnie uważa, koralowce i
najbarwniejsze na świecie
ryby mórz
tropikalnych.
Na Whitsunday Island
nie ma możliwości noclegu, znajduje
się
tu natomiast najznakomitsza plaża w całej grapie wysp. Whitehaven jest
długim
na 6 km pasem śnieżnobiałej plaży, z górującym nad nią Whitsunday Peak (438
m) - wszystko prawie jak w raju. Nic dziwnego więc, że trudno oderwać się od tak prześlicznego otoczenia
i powrócić na stały ląd.
Po doświadczeniu chociażby części ze wspomnianych
atrakcji możemy
spokojnie podążyć do Townsville. Pola
z trzciną
cukrową
ścielą się wzdłuż drogi i właściwie nie dzieje nic
tak interesującego,
by warto się
było
zatrzymywać.
Nawet Bowen (8 tys. mieszk.) można ominąć, chyba że poszukujemy pracy.
Każdego
lata ludzie z całego
świata
zjeżdżają się tu, by pomóc przy zbiorach i
zarobić
pieniądze
na dalszą
podróż.
Po przebyciu 1371 km z Brisbane docieramy ostatecznie do Townsville.